Nie spodziewałam się luksusu. Nigdy nie byłam jakoś
specjalnie rozpieszczana, doceniałam wszystko, co miałam. Lubiłam nasze małe
mieszkanie na przedmieściach Chicago, cieszyłam się z każdego spędzanego
momentu z moją ukochaną babcią i niezbyt nowoczesną rodziną. Moja mama była
szaloną, niespełnioną artystką, miała niesamowity talent do rysowania na
sztalugach, jednak nikt porządny nie umiał jej docenić. Rysowała spokojnie, a pojedynczym osobom sprzedawała dzieła. Robiła to, co kochała. Jak na kobietę
bliską czterdziestki, była dość specyficzna, uwielbiała festiwale, koncerty i
głośną muzykę.
Natomiast mój tata jest był kompletnym przeciwieństwem. Posiadał swój własny warsztat samochodowy, który oprócz rodziny był jego całym
światem, codziennie opowiadałby jak mijała jego praca. Był bardziej spokojnym
człowiekiem od swojej żony, co widać po przykładzie w jaki sposób wychował
swojego syna, czyli mojego brata. Barney był ośmioletnim chłopcem, który był
również wpatrzony w samochody i wszystko, co ma kółka i silnik. Nie szalał z
dziećmi na placu zabaw, tylko kochał patrzeć na zapracowanego ojca, reperującego
auta. Mam coś po nim, bo tak samo, jak mój brat, uwielbiamy zapach benzyny.
Byliśmy małą, ale szczęśliwą rodzinką, którą ubóstwiałam za
poczucie humoru i wyluzowanie. Co roku, po zakończeniu szkoły i rozpoczęciu
wakacji, wyjeżdżaliśmy na rodzinne wczasy. Najczęściej były to większe miasta,
typu Seattle, czy Denver, jednak teraz rodzice zdecydowanie mnie zaskoczyli.
Zdecydowali się na spokojne wakacje na łonie natury na kompletnym, za
przeproszeniem, zadupiu w środku lasu, gdzie najbliższy sklep był dwadzieścia
kilometrów od noclegu. Postawili na odpoczynek rekreacyjny nad jeziorem,
niedaleko gór, podczas którego nabierzemy formy i kondycji, zaniedbanej podczas
jazdy tramwajami i metrem w mieście.
Półtora miesięczny nocleg mieliśmy zarezerwowany na małym
osiedlu jeszcze mniejszych drewnianych domków. Stały niedaleko siebie, dzieliły
ich wysokie iglaste drzewa. Wszędzie roznosił się cudowny zapach porannej rosy
i ogromnego lasu. Lubiłam naturę, jednak przerażał mnie miesiąc w małym domku.
Staliśmy przed wejściem i jedyne o co prosiłam, to ciepłą wodę.
Ganek domku składał się z materiałowej huśtawki zawiśniętej
na balkonie pokoju na piętrze, skromnego grilla, sześcioosobowego stolika i
kilku roślinek w doniczkach, stojących na parapetach okien. Szyby były
podwójne, przez które nie można było zajrzeć do środka z powodu koronkowych
firanek.
Wczołgałam dość ciężką walizkę do drzwi wejściowych i
stwierdziłam, że pierw pozwiedzam mieszkanie, a dopiero wtedy zaniosę ubrania
do środka. Moi rodzice i Barney byli przy samochodzie, ogarniając kompletny
bałagan panujący tam. Zabrałam wcześniej od nich klucze i postanowiłam
samodzielnie zapoznać się z domkiem. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
We wnętrzu było cieplej niż na podwórku, jednak nie
wystarczająco, by zdjąć polar. Była piąta rano i mimo lata, wciąż było chłodno.
Zdjęłam trampki, by nie nanieść błota po domku. Gdy przeszłam przez wąski
korytarz, znalazłam się w salonie, znajdowały się nam kanapa, mała plazma,
wygasły kominek, na którym można było postawić kilka rzeczy. Stanęłam obok
ciemnobrązowej kanapy i poczułam jasny, mięciutki dywan pod stopami.
Pomieszczenie było dosyć jasne, oświetlało je trzy takich samych rozmiarów
okna, również z koronkowymi firankami. Gdy odwróciłam się, przede mną znalazła
się kuchnia z blatem roboczym, lodówką, gazówką i zlewozmywakiem. Podeszłam
bliżej i sprawdziłam ciepłą wodę. Ucieszyłam się, gdy poczułam lenią ciecz na
dłoni. Nie była ciepła z powodu braku ognia w kominku, ale zawsze można było ją
podgrzać.
Wycofałam się z kuchni i zaczęłam się wspinać się na
zakręcone schody, prowadzące na piętro. Gdy pokonałam je, ukazał mi się mały
korytarz, zakończonym szklanymi drzwiami na balkon. Weszłam na niego i
zobaczyłam samochód rodziców, którzy dalej przy nim grzebali. Cofnęłam się i
postanowiłam pooglądać pokoje, weszłam w pierwszy i oczarował mnie. Znajdowało
się tam podwójne łóżko otulone tiulowym baldachimem. Wygładzina i pościel były
miękkie i beżowe, przy łóżku stała mała, drewniana szafka i lampka nocna.
Naprzeciwko łóżka stała szafa z ciemnego drewna sięgająca aż do sufitu.
Stwierdziłam, że to będzie najpewniej sypialnia moich rodziców i wróciłam na
korytarz, i otworzyłam kolejne drzwi. Uśmiechnęłam się lekko, gdy zobaczyłam
drugą sypialnie z oddzielnymi dwoma łóżkami, stojących po różnych stronach
pokoju, przy każdym również stała mała szafka z lampką. Przy oknach stały
kredensy. Już od początku myślałam, że będę miała pokój z bratem, więc nie
zaskoczyło mnie to. Kochałam Barney’a, dogadywałam się z nim, był bardzo mądrym
dzieciakiem, dlatego nie przeszkadzała mi wspólna sypialnia.
Chciałam jeszcze zajrzeć do trzecich i ostatnich drzwi i tak
jak się spodziewałam, był to łazienka. Również niewielka, ale ładna i skromna.
Był matowy szklany prysznic i lustro, więc tego chciałam.
— Calla, twoja walizka jest trzy razy cięższa od mojej,
pomóż mi! — Usłyszałam głos Barney’a i szybko pobiegłam mu pomóc.
Mimo lasu i zadupia, byłam pozytywnie nastawiona na
najbliższy miesiąc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz