piątek, 29 września 2017

Prolog


Nie spodziewałam się luksusu. Nigdy nie byłam jakoś specjalnie rozpieszczana, doceniałam wszystko, co miałam. Lubiłam nasze małe mieszkanie na przedmieściach Chicago, cieszyłam się z każdego spędzanego momentu z moją ukochaną babcią i niezbyt nowoczesną rodziną. Moja mama była szaloną, niespełnioną artystką, miała niesamowity talent do rysowania na sztalugach, jednak nikt porządny nie umiał jej docenić. Rysowała spokojnie, a pojedynczym osobom sprzedawała dzieła. Robiła to, co kochała. Jak na kobietę bliską czterdziestki, była dość specyficzna, uwielbiała festiwale, koncerty i głośną muzykę.
Natomiast mój tata jest był kompletnym przeciwieństwem. Posiadał swój własny warsztat samochodowy, który oprócz rodziny był jego całym światem, codziennie opowiadałby jak mijała jego praca. Był bardziej spokojnym człowiekiem od swojej żony, co widać po przykładzie w jaki sposób wychował swojego syna, czyli mojego brata. Barney był ośmioletnim chłopcem, który był również wpatrzony w samochody i wszystko, co ma kółka i silnik. Nie szalał z dziećmi na placu zabaw, tylko kochał patrzeć na zapracowanego ojca, reperującego auta. Mam coś po nim, bo tak samo, jak mój brat, uwielbiamy zapach benzyny.
Byliśmy małą, ale szczęśliwą rodzinką, którą ubóstwiałam za poczucie humoru i wyluzowanie. Co roku, po zakończeniu szkoły i rozpoczęciu wakacji, wyjeżdżaliśmy na rodzinne wczasy. Najczęściej były to większe miasta, typu Seattle, czy Denver, jednak teraz rodzice zdecydowanie mnie zaskoczyli. Zdecydowali się na spokojne wakacje na łonie natury na kompletnym, za przeproszeniem, zadupiu w środku lasu, gdzie najbliższy sklep był dwadzieścia kilometrów od noclegu. Postawili na odpoczynek rekreacyjny nad jeziorem, niedaleko gór, podczas którego nabierzemy formy i kondycji, zaniedbanej podczas jazdy tramwajami i metrem w mieście.
Półtora miesięczny nocleg mieliśmy zarezerwowany na małym osiedlu jeszcze mniejszych drewnianych domków. Stały niedaleko siebie, dzieliły ich wysokie iglaste drzewa. Wszędzie roznosił się cudowny zapach porannej rosy i ogromnego lasu. Lubiłam naturę, jednak przerażał mnie miesiąc w małym domku. Staliśmy przed wejściem i jedyne o co prosiłam, to ciepłą wodę.
Ganek domku składał się z materiałowej huśtawki zawiśniętej na balkonie pokoju na piętrze, skromnego grilla, sześcioosobowego stolika i kilku roślinek w doniczkach, stojących na parapetach okien. Szyby były podwójne, przez które nie można było zajrzeć do środka z powodu koronkowych firanek.
Wczołgałam dość ciężką walizkę do drzwi wejściowych i stwierdziłam, że pierw pozwiedzam mieszkanie, a dopiero wtedy zaniosę ubrania do środka. Moi rodzice i Barney byli przy samochodzie, ogarniając kompletny bałagan panujący tam. Zabrałam wcześniej od nich klucze i postanowiłam samodzielnie zapoznać się z domkiem. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
We wnętrzu było cieplej niż na podwórku, jednak nie wystarczająco, by zdjąć polar. Była piąta rano i mimo lata, wciąż było chłodno. Zdjęłam trampki, by nie nanieść błota po domku. Gdy przeszłam przez wąski korytarz, znalazłam się w salonie, znajdowały się nam kanapa, mała plazma, wygasły kominek, na którym można było postawić kilka rzeczy. Stanęłam obok ciemnobrązowej kanapy i poczułam jasny, mięciutki dywan pod stopami. Pomieszczenie było dosyć jasne, oświetlało je trzy takich samych rozmiarów okna, również z koronkowymi firankami. Gdy odwróciłam się, przede mną znalazła się kuchnia z blatem roboczym, lodówką, gazówką i zlewozmywakiem. Podeszłam bliżej i sprawdziłam ciepłą wodę. Ucieszyłam się, gdy poczułam lenią ciecz na dłoni. Nie była ciepła z powodu braku ognia w kominku, ale zawsze można było ją podgrzać.
Wycofałam się z kuchni i zaczęłam się wspinać się na zakręcone schody, prowadzące na piętro. Gdy pokonałam je, ukazał mi się mały korytarz, zakończonym szklanymi drzwiami na balkon. Weszłam na niego i zobaczyłam samochód rodziców, którzy dalej przy nim grzebali. Cofnęłam się i postanowiłam pooglądać pokoje, weszłam w pierwszy i oczarował mnie. Znajdowało się tam podwójne łóżko otulone tiulowym baldachimem. Wygładzina i pościel były miękkie i beżowe, przy łóżku stała mała, drewniana szafka i lampka nocna. Naprzeciwko łóżka stała szafa z ciemnego drewna sięgająca aż do sufitu. Stwierdziłam, że to będzie najpewniej sypialnia moich rodziców i wróciłam na korytarz, i otworzyłam kolejne drzwi. Uśmiechnęłam się lekko, gdy zobaczyłam drugą sypialnie z oddzielnymi dwoma łóżkami, stojących po różnych stronach pokoju, przy każdym również stała mała szafka z lampką. Przy oknach stały kredensy. Już od początku myślałam, że będę miała pokój z bratem, więc nie zaskoczyło mnie to. Kochałam Barney’a, dogadywałam się z nim, był bardzo mądrym dzieciakiem, dlatego nie przeszkadzała mi wspólna sypialnia.
Chciałam jeszcze zajrzeć do trzecich i ostatnich drzwi i tak jak się spodziewałam, był to łazienka. Również niewielka, ale ładna i skromna. Był matowy szklany prysznic i lustro, więc tego chciałam.
— Calla, twoja walizka jest trzy razy cięższa od mojej, pomóż mi! — Usłyszałam głos Barney’a i szybko pobiegłam mu pomóc.
Mimo lasu i zadupia, byłam pozytywnie nastawiona na najbliższy miesiąc.

Obserwatorzy